2

2.Nowe znajomości

[Anastazja]
       Kolejny dzień, tym razem trzeba było wstać jeszcze wcześniej niż poprzednio. Mimo tej pory budzenia się, rano nie było zamieszania. Moi rodzice byli już w pracy, do szkoły musiałam dojechać sama. Zabrałam swoje rzeczy i pobiegłam na autobus. Tzn. na przystanek, ale wiecie o co chodzi.
     W szkole stały już dziewczyny w swoich grupkach i obgadywały wszystkich dokoła, wśród nich zauważyłam kilka z klasy sportowej. Z drugiej strony, w głębi szatni, za kurtkami chowali się chłopacy i palili. W szatni kolory ścian były takie same jak na korytarzu. Jedna ze ścian w szatni szczególnie przykuwała uwagę, wypisane na niej były różne rzeczy, począwszy od Julia + Bartek przez Adam jest głupi aż po 4 pierwsze wersy "Niepewności" Adama Mickiewicza. Oprócz tego nie dało się nie zauważyć kilku rysunków i graffiti. Naprawdę im się nudzi… Poza tym, nikt nie kazał tego zmyć? Gdy przeszłam już wzdłuż wymalowanej ściany, przy jej końcu zobaczyłam dziewczynę czytającą książkę. To ta sama dziewczyna, która wpatrywała się we mnie na rozpoczęciu roku, gdy o sobie mówiłam. Teraz jednak spotkałam ją całkowicie skupioną na książce. Odwiesiłam kurtkę przeciwdeszczową i mimo, że zwykle tego nie robię postanowiłam zagadać, poznać miłośniczkę książek (bo kto inny czytałby książkę o tej porze i to na dodatek w szkole?)
   - Cześć - zaczęłam - jak się nazywasz? - wyciągnęłam do niej rękę w geście powitalnym. Brak reakcji. - Cześć - powtórzyłam, choć wiedziałam, że zaczytana osoba nie zwróciłaby na to uwagi. Wokół kogoś takiego po prostu wszystko znika i zostaje tylko historia z papierowych stron.
   - Hej - odpowiedziała po tym jak opuściłam rękę - wciągnęłam się - zauważyłam
Patrząc na tę dziewczynę z bliska dostrzegłam jej wielkie, albo duże, gdyż wielkie zobaczyłabym wcześniej, żółte oczy uśmiechające się do mnie.
   - Mam na imię Olga - szybko odpowiedziała... prawda? nie. Tym razem ona wyciągnęła do mnie dłoń, a ja zaraz ją uścisnęłam.
Gdy tylko nasze ręce się dotknęły zmieniła się atmosfera i zrobiło się bardziej przyjaźnie. Dzwonek.
   - Musimy iść! - krzyknęłyśmy równocześnie i nadal trzymając się za ręce, pobiegłyśmy do sali.
     Na pierwszą lekcję - biologię - dotarłyśmy nieco spóźnione to przez te schody i nauczycielka, która jest jednocześnie naszą wychowawczynią, była bardzo zła. Posadziła nas osobno, mimo iż były wolne podwójne ławki. Olga wylądowała obok jakiejś dziewczyny, chyba miała na imię Wiktoria, a ja obok jakiegoś chłopaka, po prostu świetnie... Na szczęście siedziałam tuż za Olgą.
   - Zapraszam - odezwał się chłopak - Nie bój się mnie - dodał z uśmiechem. Odwzajemniając uśmiech zajęłam miejsce.
   - Mam na imię David, ale większość moich znajomych mówi na mnie Willi.
   - Anastazja - powiedziałam podając rękę, tym razem druga dłoń przywitała się z moją dużo szybciej niż poprzednio. Pierwszego dnia nie zwr
óciłam na niego uwagi, nie słyszałam by David się przedstawiał Może nie było go wczoraj? Chociaż prawdopodobnie to ja byłam zbyt zamyślona, żeby zwrócić uwagę na każdego wypowiadającego się na swój temat ucznia.
   - Nie będę robić lekcji organizacyjnej, od razu przejdziemy do tematu, a zasady oceniania dostaniecie na następnej lekcji. - zaczęła nauczycielka - Temat dzisiejszej lekcji…
   - Dlaczego przyszłaś do tej szkoły mając możliwość uczenia się w Szkole dla Uzdolnionych profesora Bequerell'a? - głos Davida wskazywał na to, że jest on naprawdę zdziwiony.
   - Nie rozumiem.
   - Przepraszam, może cię z kimś pomyliłem - w jego głosie dało się wyczuć lekkie zmieszanie.
   - Jasne, spoko - odpowiedziałam nadal się uśmiechając, a David Willi odwrócił się do mnie plecami, na tyle, na ile pozwala siedzenie przy ławce i patrząca nauczycielka.
     Podczas omawiania czegoś przez panią Klimek słyszałam tylko szepty wszystkich dookoła. To znaczy: wszystkich oprócz siedzących ze mną i Olgą osób, a także nas samych. Zdaje się, że nikt jej nie słuchał. Ja i Olga chyba byłyśmy zamyślone, ona bardziej a przynajmniej tak to wyglądało. Ja rozmyślałam tylko przez chwilkę, o innej szkole, to nie tak, że chciałabym się przenieść - rok szkolny dopiero się zaczął, ja zwyczajnie nie wiem, czy dobrze wybrałam...
   - O czym myślisz? - zapytała nagle moja nowa koleżanka
   - Wiesz... jakby, no o szkole...
   - O szkole? - powiedziała zdecydowanie za głośno czego skutkiem było wpatrywanie się w nas wielu par oczu. Po chwili ściszonym głosem dodała - szkoła się jeszcze na dobre nie zaczęła a ty już o niej myślisz? Nie wierzę w to, co słyszę - pokręciła głową i obróciła się przodem do tablicy, gdy pani profesor spojrzała w bliżej nieokreślony punkt unosząc przy tym głowę.
   - Ale tak inaczej... - Czy ja się właśnie zaczęłam tłumaczyć? To się źle skończy. Skoro zaczęłam, muszę dokończyć - Kojarzysz tę szkołę... dla uzdolnionych?
   - O nie - wzdycha, a ja jestem od tej chwili jeszcze bardziej przekonana, że trzeba było sobie odpuścić. - Czy ty dostałaś list? - wyszeptała tak, że nawet uczniowie dzielący z nami ławki tego nie usłyszeli. Po tym jak przytaknęłam Olga kontynuowała - I tam nie poszłaś? Dlaczego? Przecież musisz tam iść! Wiedziałam, że ty, to TY, chociaż zwątpiłam, bo przecież zamiast być tam jesteś tu i w ogóle... - nakręciła się, ciekawe jak długo będzie tak nadawać.
   - Skończ! - nieco przesadziłam z tonem głosu i zwróciłam uwagę nie tylko uczniów, ale także nauczycielki, która jednak po chwili ciszy postanowiła kontynuować zajęcia. - Przepraszam - było mi naprawdę głupio.
   - Przepraszam, po prostu nie rozumiem dlaczego. I akurat TY? Powinnaś iść do SU (tj. Szkoły dla Uzdolninych).
   - Ja natomiast kompletnie nie pojmuję o czym wy do mnie mówicie. To przecież zwykła szkoła, tyle, że z wyższym poziomem nauczania. Nie poszłam tam - też mi coś. Nawet moi rodzice mnie popierają w tej sprawie.
   - Co MY mówimy? Kto jeszcze o tym z tobą rozmawiał? - Olga była naprawdę zdziwiona
   - Ja - wtrącił się David, no jasne, to chłopak, więc musiał.
     Na tym skończyła się nasza rozmowa, wszyscy, mam na myśli naszą trójkę, umilkli i do końca lekcji już ze sobą nie rozmawialiśmy. Do końca dnia w szkole Olga zdawała się myśleć o moich słowach, ale mogę się mylić. 
   - Wróciłam! - zawsze daję znać gdy wrócę, zawsze od momentu gdy tata zaczął wyjeżdżać z domu na dłużej, przez pracę oczywiście. Chociaż nikt zwykle mi nie odpowiada i nie wychodzi na powitanie, tak jak robię to ja, kiedy mój tato wraca, nie zmieniam zwyczaju i niekiedy zdarzy mi się nawet zawołać do pustki, tj. gdy nikogo poza mną nie ma w domu.
     Wchodzę do pokoju na piętrze i momentalnie padam na łóżko. Już mi się przypomniało jak to było wracać do domu w poprzednim roku szkolnym. Chwila patrzenia w sufit i na powrót myślę o tym, o czym nie chcę, czyli o tej głupiej Szkole Dla Uzdolnionych. List od nich, mam na myśli dyrektorów (tak jest - liczba mnoga) owej szkoły, ciągle leży na moim biurku... Oldze powiedziałam, że po prostu tam nie poszłam i tyle, ale prawda jest taka, że to rodzice mnie tam nie puścili. Z jakiego powodu? Otóż:
  1. To szkoła z internatem i cytując mamę "nie wiadomo co tam się wyrabia"
  2. Jest w innym mieście, (rzeczywiście dość daleko od naszej miejscowości, ale co z tego) którego nie znam i wg moich rodziców zgubiłabym się. Jakbym nie potrafiła znaleźć koleżanek-miejscowych i wychodzić z nimi.
  3. Nikt tak naprawdę nie widział, żeby ktoś opuszczał mury szkoły, co przy okazji eliminuje nam obawy z punktu 2.
     Trzeci argument chyba wywołał u mnie nieco niepokoju i strach, można go uznać za ten decydujący argument. 
Jednakże to, że nikogo (ani nauczycieli, ani uczniów - NIKOGO) nie widziano wychodzącego poza mury szkoły, to nie znaczy, że nikt stamtąd nie wychodzi... Prawda? Przecież jest to szkoła z internatem...
Mniejsza z tym, ja zwyczajnie... eh... przyznaję, chciałabym tam chodzić, z resztą tak jak i reszta moich starych znajomych.
   - Nastka, przyjdź na obiad kochanie - no tak, jeszcze te rodzinne obiadki. Niby fajnie, ale ktoś zawsze poruszy nieprzyjemny temat, zwykle jest to mama - No dalej, czekamy tylko na ciebie - tym razem chyba będę to ja, mimo iż w głosie mamy słyszę zdenerwowanie.
     Po chwili jestem na dole i słyszę "smacznego", zaraz po tym zaczyna się odpytywanie:
   - Jak tam pierwszy dzień w szkole? - pyta mama
   - Okay
   - Nauczyciele? Wychowawca?
   - Wychowawczyni... - poprawiam - Okay.
   - I jak ja mam się czegokolwiek od ciebie dowiedzieć? - tu jak zwykle chwila przerwy na "dwa kęsy"
   - Dlaczego nie mogłam iść do Szkoły dla Uzdolnionych? - dopiero wypowiadając te słowa głośno zrozumiałam, że powinnam milczeć, ale jest za późno.
   - Już o tym rozmawialiśmy - odpowiada mi mama
   - Uważacie, że nie dałabym sobie rady? O to naprawdę chodzi? - jest w tym zdaniu mój smutek i złość, już nie mogę przestać pytać, muszę wiedzieć o co dokładnie chodzi moim rodzicom.
   - Przecież wiesz, że nie o to chodzi skarbie - tata nadal siedzi cicho, z resztą jak zawsze.
   - Więc dlaczego nie? - chciałabym znać odpowiedź. To jest wymarzona szkoła prawie każdej dziewczyny i wielu chłopaków, a już na pewno każdego dobrego ucznia.
   - Bo nie! - krzyknęła, a muszę przyznać, że dawno tego nie robiła, na domiar złego podniosła tak głos przeze mnie. Milczę, nie wiem co powiedzieć. Chciałabym krzyknąć "NIE" ale nie robię tego. - Teraz my ustalamy co jest dla ciebie najlepsze, bo twoich rodziców już nie ma, rozumiesz?! Oni już się tobą nie zajmą. - Od początkowego krzyku z każdym słowem ściszała głos, jakby miała za chwilę płakać przeze mnie. - Przepraszam - dodaje odchodząc od stołu i... płacze... Tato poszedł za nią.
     Dopiero kiedy zostałam sama przy stole dotarło do mnie, co zostało przed chwilą powiedziane.
<-                                                                                               ->

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz